—
Wielkanoc, majówka, wakacje, pierwszy dzień szkoły, światowy dzień bez samochodu, bez papierosa, bez śniadania to tylko niektóre wolne dni, które możemy spędzić jak i gdzie tylko chcemy. Czas wolny, to wspaniały kuksaniec w żebro od Boga, który włączając tryb ładna pogoda daje znak, żeby mieć aparat przy boku i gdzieś wyjechać. Nieważne czy na podwórko czy na drugi koniec świata, najważniejsze, że warto coś zrobić. Wystarczy tylko mieć aparat przy sobie. No właśnie, to nie zawsze wychodzi.
—
Pamiętam czasy, gdy kilka lat temu moim jedynym aparatem była lustrzanka, a jakikolwiek wyjazd wiązał się z zabraniem ze sobą wszystkich obiektywów. Jako nieopierzony amator wychodziłem z założenia, że lepiej być przygotowanym na wszystko niż potem mówić sobie – szkoda, że nie zabrałem tego szkła z domu. To był błąd, który niestety popełniłem kilkukrotnie w swoim życiu. Najczęściej podczas wyjazdu używałem maksymalnie trzech, a za niezbędne uważałem dwa. Tak oto przez bóle pleców nabyte podczas wędrówek, nauczyłem się rozdzielać czas wolny od tego, w którym jest potrzebny cały zestaw – bo zlecenie to już inna historia.
—
Tak więc wybierając Fuji x-e2 dokonałem dość naturalnego podziału. Nikon do pracy, Fuji… po prostu ma być. Układ idealny, który do tej pory spisuje się wyśmienicie! Mój aktualny zestaw codzienno-wakacyjny to x-e2 z dwoma obiektywami, który noszę zawsze ze sobą. Body z 18-ką przez ramię, a 35-kę w saszetce na biodrze – nie zawsze. Zwiedzając czy idąc na spacer z bliskimi, nie noszę ze sobą wielkiej torby, która ciąży i daje o sobie znać z każdym postawionym krokiem. Można by powiedzieć – po prostu mam ze sobą aparat co nie zawsze można stwierdzić widząc niektórych znajomych, którzy na wakacje jadą z plecakiem, a w nim dwa body i kilka eLek.
—
Po kilku latach od pierwszych doświadczeń wyjazdowych zdałem sobie sprawę z kilku prostych rzeczy, które bardzo ułatwiają robienie zdjęć podczas spontanicznych wypadów.
1) warto zostawić zasady w domu – nie trzymać się sztywno reguł, dać się ponieść. W moim przypadku zmiana aparatu z dużego na mniejszy i lżejszy zaowocowała innym – bardziej spontanicznym? mniej ostrożnym? – sposobem fotografowania, który daje mi więcej radości i nauczyła, że nie zawsze trójpodział, ekspozycja i ostrość obrazu robią zdjęcie
2) aparat jest dla mnie – Nie zabieram aparatu na wyjazd, żeby uprawiać marsz z kilkukilogramowym obciążeniem, wyjmować co chwilę sprzęt z torby i chować, bo już wiem, że w najbliższym czasie nie zrobię zdjęć. Ma być miło! lekko i przyjemnie, a ON ma tylko pomóc to utrwalić, a nie przeszkadzać.
3) mniej to mniej – Po pierwsze mniej do dźwigania, więc mniej bólu pleców i mniej dylematów który obiektyw teraz założyć? Po drugie możliwość wyboru u większości ludzi wprowadza chaos i trudność w podjęciu decyzji. Ograniczenie swoich narzędzi do dwóch obiektywów to najlepsza rzecz jaką można zrobić, żeby uprościć sobie życie i nie przejmować się sprzętem, który zostawiło się w domu. Wybrałem taki zestaw i jestem świadomy ograniczeń jakie powoduje ale dopasowałem go pod swój styl fotografowania i po kilku dłuższych wyjazdach jestem wciąż zadowolony.
4) aparat przez ramię – Nigdy w torbie, kiedy jest się w ruchu. Lekki aparat jak Fuji z doczepionym małym obiektywem wspaniale leży na boku i nie majta się. Jest zawsze gotowy do działania.
—
Od momentu zmiany myślenia na temat wyjazdów, na swoich zdjęciach uwieczniam więcej chwil, a nie pustych miejsc, które były ładne. Pisząc o bliskich podróżach, nie mogę zapomnieć o wielu sytuacjach, kiedy spędzając czas z rodziną przy stole lub w ogrodzie rozmawiając i grając w gry zespołowe zrobiłem wiele wartościowych zdjęć utrwalających błogie chwile. Właśnie dzięki temu, że aparat był na mnie, a nie w torbie.
—
fot. Bartek Bańka
—
—
Bartosz Bańka
Napisz komentarz jako pierwszy